były coraz sztywniejsze, aż nagle sie poluzowały, a masz huknął w dno. Chyba domyślacie sie, co sie stało. W przyszłym spodziewam sie wielkiej polsko-duńskiej dyskusji , czy bardziej poluzować sztagi i napiąć achtersztag, czy odwrotnie, Niezwodny Mirek ze Szczecina, gdyby był z nami, zaraz wyciągnąłby swój niezawodny instrumencik elektroniczny i powiedział by, jeszcze, jeszcz trochę i hop...starczy. Pewnie Duny też taki przywiozą. Największą zabawę miałem kiedyś na Kanarach trymując Delphię Krzysia Hanke, tam to producent zafundował niespodzianki, łącznie z chińskim olinowaniem. Ale w końcu dopłynęli na Karaiby. Ale do rzeczy.
Wypływając jachtem w morze musimy mieć duże umiejętności i wiedzę z wielu dziedzin. Żeglarz musi być po trosze cieślą, mechanikiem, elektrykiem, kucharzem, nawigatorem, ale przede wszystkim musi potrafić bezpiecznie prowadzić jacht. Znajomość zagadnień związanych z takielunkiem jest nie bez znaczenia, jednak żeglarze często podchodzą do nich z niechęcią i traktują jako zbyt złożone.
Żeglarze boją się regulować elementy takielunku ze strachu przed skutkami własnej niewiedzy. Zadaniem niniejszej książki jest zmiana tego podejścia poprzez zaprezentowanie metod pracy z takielunkiem. Poruszone zostały w niej zagadnienia dotyczące stawiania i zdejmowania masztu oraz jego wyposażenia w olinowanie stałe, omówiono również zasady pracy z olinowaniem ruchomym
i roboty bosmańskie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz